Kilka lat temu postanowiłem sobie zrobić mostek. Wczesniej doktor robił mi wszystkie zęby, w których były ubytki. Pan stomatolog powiedział mi wszystko co i jak, ile to kosztuje i ile to potrwa. Zrobił mi mostek, zaplaciłem za niego 2 tysiące. Wszystko było chyba w porządku. Po kilkunastu dniach poszedłem do niego i mówię, że mnie te zęby bolą. On na to, że trzeba nerwy wyjąć. Zrobił swoje i znowu musiałem zaplacić. Po pół roku złamały mi się te dwa martwe zęby (mostek byl cały). Pojechałem do niego, a on mowi, że to niemożliwe, że musiałem dostać po twarzy, w ogóle zachowuje się tak, jakby to była moja wina. Tymczasem gdy mnie namawiał na mostek mówił, że będę go miec praktycznie na całe życie, ja mu na to, a co jeśli te zęby się zlamią? Zapewniał mnie, że nie złamią się, że nie ma takiej możliwości. Zaczyna mi to tam czyścić. Wkłada mi taką igłę, tam gdzie b ył nerw i piłuje. Boli mnie (jak mi robił tak w tym drugim to mnie nie bolało). Powiedział, że mam zrobić zdjęcie, bo nie może boleć. Zaraz po tym jak zrobiłem prześwietlenie to do niego pojechałem. Ogląda to zdjecie i mówi, że widać jakieś duże białe plamki i gada, że mam ropę i powinienem udać się do chirurga-dentysty (dał mi nawet adres). Umówiłem się z dentystą-chirurgiem. Ogląda to zdjęcie razem z moim doktorem i mówi, że mam torbiel. Mój dentysta pokazuje mu te biale plamki i pyta, co to? Chirurg odpowiada, że to nic takiego, użył fachowego sformułowania, ale nie pamiętam jakiego. Chirurg zrobił swoje, czyli wyrwał kikut i wyczyścił (resekcja odpadała). Pokazał mi ten korzeń, na końcu którego był taki balonik. Kosztowało mnie to jakieś 250 zł, jak nie więcej. Drugiego kikuta wyrywał mi mój dentysta i słono za to musiałem zapłacić. 2 dni temu odebrałem swoją kartę leczenia. Nie chciał mi jej w ogóle wydać, powiedział, że mam jutro przyjść, bo musi ksero zrobić. To mu mówię, niech mi da, zrobię ksero i przyniosę. Ja nie mogę karty wydać... zaraz przed tym jak te oszlifowane zęby złamały się, to napisał, że nie przyszedłem na wizytę, celem wypełnienia ostatecznego kanałów - BZDURA!!! Na wszystkich wizytach byłem, zbyt poważna sprawa, żebym to lekceważył. W ogóle, jak przyszedłem do niego z tym złamaniem, to kartę trzymał w rękach i nic mi nie mówił, że opuściłem wizytę. Trochę więcej wpisów mi tu nie pasuje. Dam głowę uciąć, że sfałszował kartę. Tak się to wszystko skończyło, straciłem zęby i teraz muszę chodzić w protezie. Proszę powiedzieć, czy można jakoś dochodzić swoich praw, czy stoję na straconej pozycji?