Przez około tydzień zaciskałam zęby, aby zmniejszyć odczuwany ból po zabiegu (nie był to zabieg stomatologiczny). Potem zaczęła mi przeskakiwać szczęka w czasie jedzenia. Czekałam kilka dni co się stanie i szczęka przeskakiwała jakby już coraz mniej, mogłam wykonywać coraz swobodniejsze ruchy. Oprócz tego czułam też mrowienie w zębach, ale z tego co się dowiedziałam, mógł być to efekt podawania znieczulenia. Skoro już byłam zarejestrowana to postanowiłam, że pójdę do tego stomatologa. Poszłam i zalecił mi ćwiczenie po 60 razy dziennie, zaczynając zaraz po przebudzeniu, które wygląda następująco: mam wysunąć dolne zęby i wyrównać z górnymi (wtedy czuje jak mi szczęka wyskakuje), otworzyć usta jak najszerzej, a potem zamknąć (czuć jak przeskakuje znowu). I w tym czasie mam trzymać linię łączenia zębów w prostej linii tylko, że z przyczyn losowych mam koronki na 4 przednich zębach i w momencie zgryzu nie są one prosto w siebie i tak mam od zawsze. Ogólnie przeskakiwanie wcale się nie zmniejsza. Już lepiej było gdy po prostu nic z tym nie robiłam te kilka dni. Pierwszy raz byłam u tego lekarza i wywarł na mnie bardzo nie ufne wrażenie, zaraz na dzień dobry wspomniał o aparacie, że 350zł, abym nie zaciskała zębów. Tłumaczenia, że zaciskanie było chwilowe, gdyż odczuwałam ból po zabiegu, wywoływały u niego głupią minę. I dalej gadał mi o tym całym aparacie - jak grochem o ścianę. Czy to ćwiczenie aby na pewno jest dobre na tego typu dolegliwości? Czy powinnam na siłę robić zęby prosto, skoro nie mam wad zgryzu?