Dentonet
BLOGOSFERA
BLOGOSFERA
E-mail

Dlatego tak ważne są dla mnie wyjazdy na wioski…

0 Komentarze | Publikacja:
Poleć artykuł Drukuj artykuł Wielkość czcionki - +
Dlatego tak ważne są dla mnie wyjazdy na wioski…

Dlatego tak ważne są dla mnie wyjazdy na wioski…

Po raz kolejny oddajemy przestrzeń tego bloga w portalu Dentonet.pl lekarzom, którzy wzięli udział w akcji Dentysta w Afryce. Dziś druga część relacji lek. dent. Moniki Wieczorek. Kolejna już za tydzień..

Powierzchnia Republiki Środkowoafrykańskiej jest dwa razy większa niż Polski. Tak duży obszar jest zamieszkany przez 5,5 mln ludzi. Możliwość podróżowania jest bardzo ograniczona (większość dróg jest bita i dziurawa, tylko kilka głównych pokrytych jest asfaltem), a dentystę można znaleźć wyłącznie w stolicy kraju – Bangui. Jeśli spojrzymy na mapę RŚA, szybko dochodzimy do wniosku, że większość mieszkańców nigdy w życiu dentysty nie spotkała. Dla biednych mieszkańców wiosek i Pigmejów koszty podróży są nieosiągalne.

Można śmiało powiedzieć, że opieka stomatologiczna nie istnieje. Pacjenci tutaj nadal umierają z powodu zakażeń zębopochodnych i niestety nie są to rzadkie przypadki. Dlatego najważniejsza jest praca u postaw: uświadamianie znaczenia higieny jamy ustnej, profilaktyki przeciwpróchnicowej, konieczności kontroli stanu uzębienia, szkolenie podstawowego personelu medycznego, przeglądy profilaktyczne dzieci i młodzieży, nauka korzystania ze szczoteczki i pasty do zębów. Pacjenci przychodzą do gabinetu najczęściej z bólem, nie są świadomi potrzeby leczenia próchnicy. Muszę zaznaczyć, że nie jest to ból kilkudniowy, tylko kilkumiesięczny, a często trwający 2–4 lata – jego przyczyną są m.in. przewlekłe stany zapalne do zewnątrzustnych przetok ropnych, które są leczone wyłącznie antybiotykami i lekami przeciwzapalnymi bez usuwania przyczyny. Takich pacjentów miałam kilku.

wioski Dentysta AfrykaDlatego tak ważne są dla mnie wyjazdy na wioski. Przez trzy miesiące udało mi się odwiedzić 21 miejscowości. Wyjeżdżaliśmy rano, jechaliśmy 1,5–2 godziny, mimo że były to miejsca oddalone od Bagandou o 30–40 km – tak trudno przejezdne były drogi (dziurawe mostki, wyżłobione przez wodę wyboje, prom, który przewoził samochody siłą ludzkich rąk, czasem przeprawialiśmy się pirogą, a do wioski pigmejskiej Pelengombe szliśmy godzinę przez dżunglę). Musieliśmy zabrać ze sobą wszystkie sterylne narzędzia, znieczulenia, strzykawki, igły, leki, rękawiczki, szczoteczki, pasty, a nawet krzesła i stół. Czasem nasz ekwipunek był niewystarczający. W wiosce Scad pacjentów było tak wielu, że po 6 godzinach zabrakło sterylnych narzędzi i znieczuleń. Usunęłam tego dnia 50 zębów, a za mną czekało jeszcze 30 osób. Trudno w takiej chwili odmówić pomocy, ale niestety musieliśmy zaproponować przyjazd do gabinetu. Już pierwszego dnia pracy wybrałam się do pigmejskiej wioski Ngoundou. Naszą wizytę zaczęliśmy od wspólnego mycia zębów. Wiele osób nie wiedziało jak trzymać szczoteczkę, jak jej użyć. Mieli z tym o czynienia po raz pierwszy w życiu. Pigmeje mają swoje własne metody higieny, które stosują od pokoleń. Za szczoteczkę służy im kawałek pozbawionego kory korzenia rośliny o właściwościach antybakteryjnych, zapachem przypominający nasz chrzan lub czosnek.

Po myciu zębów przebadałam wszystkich chętnych. Następnego dnia, ku mojemu zaskoczeniu, kilkanaście osób przyszło do szpitala. Okazało się, że „biały diabeł” nie taki straszny.? To był bardzo obiecujący początek. Później wspólne mycie zębów stało się stałym punktem programu w każdej pigmejskiej wiosce.

IMG_20170216_085015

Ciąg dalszy nastąpi…