Dentonet
BLOGOSFERA
BLOGOSFERA
E-mail

Quo vadis, stomatologio, czyli where do you go, my dentistry?

0 Komentarze | Publikacja:
Poleć artykuł Drukuj artykuł Wielkość czcionki - +
Quo vadis, stomatologio, czyli where do you go, my dentistry?

Quo vadis, stomatologio, czyli where do you go, my dentistry?

To poważne pytanie stawia i próbuje na nie odpowiedzieć dr n. med. Konrad Walerzak – jeden z wykładowców I Konferencji Mistrzów Stomatologii, która odbędzie się w Łodzi w dn. 12-14 października br.

W opublikowanym w nr. 2(60)/2016 czasopisma „e-Dentico” artykule dr n. med. Konrad Walerzak pisze:

Do zadania tak poważnego pytania upoważnia wybitna pozycja w świecie stomatologii lub inne usprawiedliwiające okoliczności. Chyląc czoła przed moimi nauczycielami oraz innymi szacownymi kolegami, ja ze swoją 20-letnią przygodą ze stomatologią nie śmiałbym lokować się w pierwszej kategorii. Obstawiam więc te „inne okoliczności” i proponuję raczej refleksję z podróży przez najróżniejsze krainy mojej pracy zawodowej. W tej podróży co chwila pojawia się nowy szczyt, do którego muszę wybrać właściwą drogę, a na szlaku stale spotykam inne ekipy takich jak ja podróżników. Zatrzymujemy się wtedy i z przyspieszonym biciem serca wymieniamy się sposobami, jak pokonać kolejne doliny, rzeki i strome podejścia, by zdobyć dany szczyt. Opowiadamy o niepowodzeniach, które nas dotknęły, bo nie ma sensu, żeby któryś z nas niepotrzebnie łamał nogę na tej samej przeszkodzie. Nieostrzeganie o niebezpieczeństwach jest w naszym towarzystwie niemile widziane.

Moja zawodowa przygoda ze stomatologią rozpoczęła się od ukończenia studiów na Oddziale Stomatologicznym AM w Warszawie. Był to rok 1996. W Polsce od 7 lat dokonywały się olbrzymie zmiany ustrojowe, w sposób nieunikniony wpływając na nasze postawy. Nie omijały one również stomatologii. Z centralnego zarządzania, które zupełnie abstrakcyjnie odnosiło się do ekonomii, nasza dziedzina weszła w obszar gospodarki wolnorynkowej. Lekarze dentyści dostali sygnał: od tej pory jesteście sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Oddziały stomatologiczne Akademii Medycznych oczywiście pozostały w sferze budżetowej, jako jednostki odpowiedzialne za dydaktykę studentów oraz prowadzenie edukacji podyplomowej.

Widziałem tę przemianę na własne oczy. Pamiętając z dzieciństwa czołgi jadące koło mojego domu do Ursusa w grudniu 1981 roku, żołnierzy w wozach pancernych stacjonujących obok mojej szkole podstawowej, półki z octem w stanie wojennym oraz zakaz wyjeżdżania gdziekolwiek, nagle otrzymałem dar z nieba: wszystko mogę, jestem wolny! Kończę studia, wybieram staż podyplomowy. Chciałem robić coś nowego – implanty, marzenie! Myślałem więc o chirurgii stomatologicznej, ale natłok chętnych sprawił, że trochę przez przypadek złożyłem dokumenty do kliniki chirurgii szczękowej. I tu życie mnie zaskoczyło, ponieważ miałem szczęście spotkać na swojej drodze Pana Profesora Janusza Piekarczyka – człowieka-legendę polskiej stomatologii, mojego szefa. Mogłem na co dzień stykać się z tą legendą i tak naprawdę to on zaraził mnie miłością do swojej pracy. Potwierdzeniem jego zaangażowania było to, że w swoim życiu pełnił wszystkie możliwe funkcje, poczynając od asystenta, na rektorze naszej Alma Mater kończąc. Będąc chirurgiem szczękowym, jednocześnie bardzo dbał o równomierny rozwój wszystkich dziedzin stomatologicznych. Miał niezwykły dar syntetycznego i dalekowzrocznego widzenia swojej pracy. Był przy nas. Wtedy nie byłem tego tak bardzo świadomy, jak teraz, kiedy oceniam ten czas z dystansu. Chirurgia szczękowa dała mi perspektywę widzenia stomatologii nieograniczonej do jamy ustnej czy głowy, a nawet ogólnego zdrowia pacjenta. Okazało się, że pacjenci po urazach, leczeni z powodów onkologicznych czy z różnego rodzaju deformacjami twarzy mają swoje historie, nie tylko medyczne, ale i życiowe. To historie walki, w której i ja zaczynałem uczestniczyć. Pacjenci przychodzili do mnie z nadzieją, że im pomogę. Była to dla mnie lekcja pokory i empatii, zaczynałem rozumieć, z czym przyjdzie mi się zmierzyć w życiu zawodowym.

Dotarliśmy więc do punktu kulminacyjnego: Quo vadis, stomatologio? Lub where do you go, dentistry – żeby młodsi zrozumieli. 

Mam nadzieję, że wyjaśniłem te „inne okoliczności”, o których wspominam na początku tekstu, okoliczności, które upoważniają mnie do sformułowania poniższych stwierdzeń.

•    Celem współczesnego leczenia stomatologicznego jest danie pacjentowi możliwości utrzymania przez całe życie pełnego uzębienia, zachowanie prawidłowej okluzji, stabilne obciążenie zębów, przyzębia oraz stawów skroniowo-żuchwowych. Występująca u pacjenta wada zgryzu, która zaburza ww., jest niepomijalnym elementem diagnozy, wymagającym uwzględnienia w planie leczenia. Uwieńczeniem leczenia jest zadowalający, zaakceptowany przez pacjenta i satysfakcjonujący go efekt estetyczny. Tym celom podporządkowane jest planowanie leczenia.
•    Pacjent traktowany podmiotowo wymaga wypracowania odpowiednich narzędzi komunikacji, zapewniających odpowiednią skuteczność informacyjną.
•    Tworzenie planu leczenia zespołowego powstaje z udziałem zespołu. Działanie zespołu cechuje się spójnością.
•    Leczenie stomatologiczne jest realizacją wewnętrznej potrzeby zdrowia każdego człowieka.
•    Leczenie, w którego centrum znajduje się pacjent, a nie dana jednostka chorobowa, wymaga działania zespołowego (relacja merytoryki do możliwości organizacyjnych). 
•    Rozwój stomatologii oparty jest na wiedzy z zakresu stomatologii, medycyny, psychologii, ergonomii, finansów, marketingu, obsługi pacjenta i ogólnie pojętego rozwoju technologicznego.

Jakie więc widzę rozwiązanie dla lekarzy stomatologów pracujących w swoich małych gabinetach? Albo zostajemy stomatologami pierwszego kontaktu, albo – jeżeli chcemy rozwijać nasze możliwości – specjalizujmy się, ale dobierając się w ściśle ze sobą współpracujące zespoły. Zaufajmy sobie. Trochę to niewygodne, bo przyzwyczailiśmy się do niewychodzenia z naszych gabinetów, ale stało się – teraz musimy. Komunikacja, transfer wiedzy to znak XXI wieku. Innego wyjścia nie ma. Razem będziemy bezpieczniejsi, a nasi pacjenci nie posądzą nas o nieinformowanie o innych możliwościach leczenia. Pamiętajmy, że wszystko, co powiemy pacjentowi przed leczeniem, jest neutralnym dla nas wyjaśnieniem. Jeśli jednak mówimy to po leczeniu, jest to już tłumaczenie się.

Podsumowując, słowa klucze to: leczenie zespołowe oparte na bliskich relacjach zapewniających niezakłóconą komunikację. Cel mamy, mapy są do znalezienia, ruszajmy zatem. W drogę!

Walerzak