Wojewoda zdecyduje?
Wojewoda zdecyduje?
No to szykuje nam się niezła rewolucja, jeśli chodzi o otwieranie i rejestrację nowych praktyk medycznych.
Do tej pory wystarczało zwykłe zgłoszenie do odpowiedniego urzędu, poprzedzone licznymi kontrolami, opiniami i całą znaną nam biurokratyczną mitręgą.
Teraz może być inaczej. O losach (powstania lub nie) placówki medycznej w danym miejscu może zadecydować wojewoda! Sprawę opisuje „Dziennik Gazeta Prawna”.
Ale po kolei.
Resort zdrowia pracuje intensywnie nad nową ustawą o instytucjach medycznych w nowym systemie ubezpieczenia zdrowotnego (m.in. ma już nie być NFZ-u). Okazuje się, że ponoć w nowym systemie o tym, czy może powstać nowa placówka medyczna, ma decydować wojewoda. Chodzi o to, aby wojewoda „mógł kreować politykę zdrowotną” na danym terenie, bo NFZ i tak wszystkich i wszystkiego nie sfinansuje.
Z enuncjacji „DGP” wynika, że sprawa dotyczyć ma nie tylko państwowych szpitali, ale również prywatnych placówek medycznych!
Wynikałoby z tego, że miną już czasy, gdy wystarczyło mieć odpowiedni lokal, personel i sprzęt, a wojewoda każdą placówkę musiał zarejestrować.
Teraz może on dojść do przekonania, że danych placówek na jego terenie jest zbyt dużo i zgody nie da. Powtórzmy, że chodzi o placówki mające kontrakty z NFZ, w tym również te prywatne. A takich w stomatologii jest najwięcej.
O opinię w sprawie poprosiliśmy Andrzeja Cisło, członka władz naszego lekarskiego samorządu.
Andrzej pisał już o sprawie w lutym br., kiedy były pierwsze przecieki o założeniach przyszłej ustawy.
– Zawarte w propozycjach zasady jeżą włos na głowie. Opisywana przez „DGP” propozycja tworzenia „map zapotrzebowania” jest wysoce kontrowersyjna – twierdzi A. Cisło.
– Przez lata wmawiano nam, że to jest (wolny) rynek. Nie znam przepisu, który obecnie zmuszałby NFZ do zawarcia kontraktu z nowo wybudowanym szpitalem. Każdy inwestor musi kalkulować ryzyko – powiedział DENTOnetowi Andrzej.
Co prawda z artykułu w „DGP” nie wynika, które placówki medyczne będą objęte nowymi uregulowaniami, ale niewykluczone, że na „mapach zapotrzebowania” mogą się znaleźć praktyki dentystyczne. A tych w kraju (szczególnie w dużych miastach) mamy dostatek.
– Jeśli tak, to zastanówmy się może również nad ilością kształconych medyków, w tym lekarzy dentystów – mówi Andrzej. – Tylko że to z wolnym rynkiem nie będzie miało nic wspólnego – dodaje.
W założeniach do ustawy są również inne kwiatki. I tak NFZ (o ile będzie istniał) ma podobno być wyjęty spod jurysdykcji UOKiK, gdyż "celem działania wojewódzkich NFZ – będących państwowymi osobami prawnymi, zarządzającymi środkami publicznymi – ma być realizacja konstytucyjnej zasady równego dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej dla obywateli, nie zaś zapewnienie konkurencji na rynku świadczeniodawców".
– Jest też mowa o „bodźcach do działań integracyjnych i konsolidacyjnych”. Jak to czytam, to już się boję… – mówi A. Cisło.
Jeśli to wszystko okaże się prawdą, resort zdrowia stworzy korupcjogenne prawo, nie mające wiele wspólnego nie tylko z zasadami wolnego rynku, ale i ze zdrowym rozsądkiem.
– W naszej branży będzie to z pewnością oznaczało konieczność wzmocnienia reprezentacji lekarzy dentystów na poziomie izb okręgowych, aby skutecznie lobbować za dobrym budżetem na lokalną stomatologię i zapobiegać nieuczciwym praktykom urzędów – podsumowuje Andrzej Cisło.
opr. tch