Cyrulicy, znachorzy, dentyści: stomatologia XVIII-wiecznej Anglii
W artykule, który ukazał się w serwisie art.uk dr Alun Withey z Uniwersytetu w Exeter napisał, że strach przed stomatologiem jest obecnie jedną z najczęściej występujących fobii w Wielkiej Brytanii. Z badania przeprowadzonego przez Brytyjskie Towarzystwo Stomatologiczne wynika, że co trzeci obywatel nie chodzi regularnie do dentysty właśnie z powodu lęku przed leczeniem. Dzieje się tak, mimo że współczesne zabiegi dentystyczne zapewniają znacznie więcej komfortu niż te sprzed kilku dekad, a w wielu przypadkach są niemal bezbolesne. Ale historia stomatologii to jednak – w dużym stopniu – historia bólu.

Jak podaje dr Withey, w porównaniu do wielu innych profesji medycznych, stomatologia jest relatywnie młodą dziedziną. Przed końcem XVIII w. termin „dentysta” był używany sporadycznie, a o zdrowie jamy ustnej dbali wówczas przede wszystkim przedstawiciele innych zawodów.
Cyrulik dobry na wszystko
Do połowy XVIII w. zabiegi stomatologiczne były najczęściej w gestii cyrulików-chirurgów. Zanim w 1745 r. fryzjerzy i chirurdzy rozdzielili się i utworzyli odrębne profesje, stanowili w praktyce jeden zawód i w swojej ofercie mieli szereg usług związanych z dbałością o zdrowie i pielęgnację pacjentów. Można zaryzykować twierdzenie, że byli lekarzami pierwszego kontaktu swoich czasów. Cyrulicy byli przy tym wszechobecni – można ich było znaleźć nawet w małych miasteczkach i wioskach. Byli odpowiedzialni za wykonywanie bieżących, pilnych interwencji, takich jak szycie ran, nastawianie zwichniętych i złamanych kończyn, upuszczanie krwi, a także wyrywanie zębów. W swojej ofercie mieli ponadto strzyżenie włosów i golenie.
Jak wyglądało wyrywanie zęba w czasach, gdy nie stosowano jeszcze znanego dziś znieczulenia? Cyrulicy korzystali z szeregu urządzeń, w tym kilku rodzajów „kluczy” dentystycznych do usuwania zębów, a nawet kruszenia ich na kawałki. W użyciu były także kleszcze dentystyczne – niektóre z nich były wyposażone w stalową kulkę, która służyła do rozbijania chorego zęba, by szybciej zakończyć mękę pacjenta.
Ekstrakcja zęba bardziej niż powikłana
O tym, jak przebiegała ekstrakcja zębów, w swojej książce pt. „Traktat o zaburzeniach i deformacjach zębów i dziąseł” (1770) pisał Thomas Berdmore, nadworny dentysta króla Jerzego III. Opisał on wizytę pewnej młodej kobiety „w strasznym stanie” po tym, jak próba usunięcia zęba przez innego lekarza zakończyła się niepowodzeniem. Jeden z górnych trzonowców pacjentki wymagał pilnej ekstrakcji, a Berdmore opisał, jak „chory ząb został usunięty wraz z fragmentem kości szczęki wielkości orzecha włoskiego oraz trzema sąsiednimi trzonowcami”.
Informacje o zabiegach stomatologicznych trafiały nawet na strony ówczesnych gazet. W sierpniu 1732 r. „Fog's Weekly Journal” donosił: – Jej Królewska Wysokość księżniczka Louisa, od kilku dni cierpiąca na ból zęba, w ostatni poniedziałek poddała się zabiegowi wyrwania jednego ze swoich zębów przez wybitnego chirurga monsieur Milpentine’a. Jej Królewska Wysokość przeszła operację z wielką odwagą i cierpliwością, i natychmiast uzyskała ulgę.
Pacjenci mogli korzystać także z usług tzw. „usuwaczy zębów” (ang. tooth-drawers), którzy reklamowali się jako bezbolesna alternatywa dla chirurgów. Na przykład w 1716 r. niejaki pan Reed przyjmował w londyńskiej gospodzie „Krzywa Pończocha” przy Gray's Inn Lane – „w którym to miejscu można pobrać krew, wyrwać zęby oraz – za sześć pensów – usunąć czyraki”.
Profilaktyka (nie tylko) stomatologiczna w XVIII-wiecznej Anglii
Biorąc pod uwagę obawy przed bólem związanym z ekstrakcją przy użyciu ówczesnych metod i narzędzi, nie brakowało tych, którzy woleli zapobiegać niż leczyć. Działało wielu znachorów sprzedających wątpliwej jakości preparaty, które miały pomagać cierpiącym na ból zęba, chroniąc przed koniecznością usuwania zębów. A coraz bardziej powszechna w XVIII w. prasa zapewniła przedsiębiorcom wiele okazji do reklamowania swoich produktów.
Przykładowo, niejaki Richard Rock z Londynu oferował swój „elektryzator”, który miał leczyć wszelkie dolegliwości, w tym choroby weneryczne. Rock twierdził, że po użyciu jego specyfiku „zęby lub kikuty zębów mogą być wyciągane gołą ręką, nawet gdy wcześniej bezskutecznie próbowali je usunąć dentyści”. Operatywny sprzedawca deklarował, że nie będzie pobierał żadnych opłat, dopóki klient nie uzyska pełnej satysfakcji. Ponadto Rock reklamował swoją „nalewkę na leczenie i oczyszczania zębów” w cenie 12 pensów za butelkę.
Inny wątpliwy preparat dostępny w sprzedaży na początku XVIII w. to „nalewka Mirabuli” (reklamowana m.in. w 1725 r. w gazecie „London Journal”). Specyfik ten miał samoistnie „leczyć ból zęba, usuwać cuchnący oddech i obrzęki, a także umożliwiać jedzenie z przyjemnością – nawet wiekowym osobom z pieńkami zębów”.
W XVIII-wiecznej Wielkiej Brytanii istniała duża szansa, że leczenie będzie przeprowadzać osoba o bardzo niewielkim doświadczeniu i niskich kompetencjach zawodowych. Nie oznacza to, że wszyscy dentyści byli uważani za znachorów – wielu z nich cieszyło się dużym szacunkiem. W liście do „London Mercury” z 1721 r. niejaki Elisha Crusoe z Cricklade w hrabstwie Wiltshire został określony jako „wybitny dentysta”. Z kolei w 1715 r. informowano o śmierci niejakiego pana Smitha, „słynnego usuwacza zębów” z Londynu.
Sprzęt stomatologiczny i medyczny to niezbędny ekwipunek dzisiejszego stomatologa. Odszukaliśmy zdjęcia, które przedstawiają instrumenty sprzed wieków. Warto zobaczyć, co się zmieniło i jak kiedyś pojmowano ergonomię.
T.H.
Źródło: https://artuk.org


