Dentonet
PACJENT
E-mail
WYBIERZ KATEGORIĘ
Leczenie zachowawcze i endodoncja
Protetyka i implantologia
Stomatologia estetyczna
Ortodoncja
Periodontologia
Higiena i zdrowie jamy ustnej

Dentystyka na manowcach

Publikacja:
Dentystyka na manowcach

Dentystyka na manowcach

Początki nowożytnej stomatologii przypadają na wiek XVIII, czyli na epokę Oświecenia. To wówczas we Francji, Anglii oraz w krajach niemieckojęzycznych dentystyka przekształciła się z krwawego i dość podrzędnego rzemiosła w odrębną gałąź nauk medycznych. W „Stuleciu Filozofów” pojawiło się co najmniej kilkunastu wybitnych lekarzy, którzy łączyli praktyczne umiejętności z naukowym zacięciem, a jednocześnie byli obdarzeni krytycyzmem i pasją popularyzatorską. Kamieniem milowym w rozwoju myśli dentystycznej stała się praca „Historia dentystyki w zarysie” Pierra Faucharda, zdolnego francuskiego chirurga specjalizującego się w chorobach zębów. Ta popularna jeszcze w XIX w. rozprawa stanowiła prawdziwe kompedium informacji na temat anatomii zębów, chirurgii stomatologicznej, ortodoncji, protetyki, leczenia zachowawczego oraz dentystycznego instrumentarium. Także inne oświeceniowe dysertacje poświęcone leczeniu zębów umożliwiły zbudowanie solidnych naukowych fundamentów, na których w XIX w. rozwinęła się nowożytna stomatologia.

Oczywiście, kiedy dziś analizujemy historię osiemnasto- i dziewiętnastowiecznej dentystyki, obok racjonalnych twierdzeń i błyskotliwych odkryć znajdujemy również wiele pseudonaukowych teorii opartych na z gruntu fałszywych przesłankach. Wiele z tych błędnych założeń było uwarunkowanych ówczesnym poziomem wiedzy ogólnej bądź też myślowymi stereotypami odziedziczonymi po wcześniejszych epokach. Takim stereotypem było powszechne wśród lekarzy parających się „zębolecznictwem” przekonanie, iż próchnica jest dziełem robaków zębowych, które można zabić np. okadzając zęby dymem z lulka czarnego. Innym mylnym poglądem (z którym dentystyka zerwała na dobre dopiero w XIX w.) było twierdzenie, że mężczyzna ma większą liczbę zębów niż kobieta.

Zdarzały się jednak bardziej zdumiewające teorie, które próbowały naukowo wyjaśnić fenomen próchnicy i jednocześnie podać skuteczne środki zapobiegawcze. I tak F. Hoffman, profesor Uniwersytetu w Halle, uważał, że choroby zębów mają źródło w reumatycznych zaburzeniach organizmu i należy je leczyć metodami ogólnymi: odpowiednią dietą, upustami krwi i kąpielami. Inny sposób na choroby zębów proponował Joseph Georg Pasch, autor opublikowanej w 1767 „Rozprawy o chirurgicznym leczeniu zębów”. Dzieło zawierało wiele pożytecznych informacji – Pasch m.in. podał w nim całkiem skuteczne z dzisiejszego punktu widzenia metody zwalczania szkorbutu – niemniej w jednym z rozdziałów całkiem poważnie namawiał kolegów dentystów do leczenia ubytków poprzez zastosowanie magnetyzmu (pocierania zębów magnesem).

Chorobą, która mocno intrygowała lekarzy dentystów, była również paradontoza. Na temat tego schorzenia powstało w XVIII i XIX w. kilka zabawnych teorii, które warto w tym miejscu przywołać.
Etienne Boudet pełnił w czasach Oświecenia zaszczytną funkcję królewskiego dentysty. W 1757 r. wydał dwutomowe dzieło pt. „Badania i obserwacje całej sztuki dentystycznej”, które doczekało się licznych wydań i tłumaczeń. Zaprezentował w nim nowatorski pogląd na paradontozę – uważał, że wywołuje ją zastój soków organicznych. Soki, stając się ostre i kwaśne, atakują różne organy, a także kości, dziąsła oraz zęby.
Natomiast stomatolog austryjacki, Moritz Karoly, był przekonany, że za zapalne zmiany dziąseł odpowiedzialny był zębodół „wstrząsany podczas snu chrapaniem”. Zastosowanie szyny ze złota, osłaniającej zęby podczas nocnego wypoczynku, miało być skutecznym remedium na choroby dziąseł.

Przy okazji problemów z dziąsłami warto przypomnieć nazwisko Josepha Hurlocka, autora „Praktycznej rozprawy na temat ząbkowania”, który był gorącym orędownikiem tezy, iż ząbkującym niemowlętom należy nacinać dziąsła. Uważał, że takie postępowanie nie tylko ułatwia wyjście zębów, lecz również może uratować życie dziecka w przypadku zachorowania na ospę lub drgawki.

Po ile sprzedaje pan zęby – czyli początki implantologii
Jeszcze bardziej zdumiewającym rozdziałem w historii osiemnastowiecznej dentystyki był proceder uprawiany przez angielskich lekarzy. Polegał on na tym, iż dentysta wyrywał zęby jakiemuś biedakowi i natychmiastowej reimplantował je w szczęce bogatego pacjenta. „Dawca zęba” za swoje cierpienie otrzymywał zapłatę, jednak nie była to jakaś wygórowana kwota.

Warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź Johna Huntera, wybitnego brytyjskiego chirurga wieku Oświecenia: „Najlepiej jest mieć w gotowości rozmaite osoby, u których zęby są tak utworzone, że mogą zastąpić inny, nadający się do wyrwania ząb” – pisał Hunter w 1771 roku. I wyjaśniał: „Jeśli pierwszy ząb nie chce się trzymać, uczyni to inny, zajmując jego miejsce". Hunter uważał również, że ząb usunięty z powodu ropnego nacieku należy zanurzyć we wrzątku i na powrót umocować w dziąśle – „Martwy ząb jest wolny od wszelakich chorób” – argumentował. Niestety, wiele implantów pozyskanych drogą ekstrakcji okazało się groźnych dla nowych właścicieli. Przeszczepiony ząb, często umazany zakażoną krwią dawcy, stawał się ogniskiem groźnych chorób i infekcji. Również fatalne warunki higieniczne, które towarzyszyły zabiegom, prowadziły do niebezpiecznych dla zdrowia powikłań.
Tenże sam Hunter – świetny anatom, twórca rozprawy omawiającej wzrost i rozwój szczęki oraz rolę mięśni biorących udział w procesie żucia – był głęboko przekonany, że przemieszczanie się zębów w łuku zębowym jest efektem… intensywnego myślenia.

Łatwo dziś wyśmiać te oczywiste niedorzeczności i zdyskredytować wysiłki osiemnastowiecznych lekarzy dentystów. Pamiętajmy jednak, że błędy, pomyłki i manowce są ceną twórczego myślenia i warunkują rozwój nauki.

B.Sz.