Smiena 8 i magia analogowej fotografii
Smiena 8 i magia analogowej fotografii
W dzisiejszych, na wskroś multimedialnych czasach, obraz wygrywa ze słowem – czy to mówionym, czy pisanym. Nikt nawet nie próbuje z tym dyskutować ani tego nie podważa.
Od czasu słynnego „Widoku z okna w Le Gras” Nikifora Niépce (1826) przez pierwsze półtora wieku fotografia zmieniała się w niewielkim stopniu. Raczej ewoluowała, by odmienić swoje oblicze dopiero w epoce wideo i mediów cyfrowych. Dziś w zasadzie każdy może być filmowcem i fotografem – wystarczy przeciętnej klasy aparat telefoniczny, nieco umiejętności, świadomości, czym jest obraz i jaki cel chce się osiągnąć, uwieczniając dany motyw. Jeżeli efekt nie jest zadowalający, ponownie naciskasz spust migawki – to i tak nic nie kosztuje, a kolejne ujęcie, może być bardziej trafne, lepiej zakomponowane…
Moja przygoda z fotografią rozpoczęła się wiele lat temu, gdy od mojej prababci otrzymałem pierwszy aparat – hołubioną przeze mnie radziecką Smienę model 8. Pierwsza poważniejsza sesja zbiegła się z wydarzeniem istotnym dla mojego rodzinnego miasta – Częstochowy. Na Jasnej Górze i u jej podnóża trwały zdjęcia do filmowej adaptacji sienkiewiczowskiego „Potopu” w reżyserii Jerzego Hoffmana. Oczywiście, ekipa musiała mieć komfort pracy niezakłócony obecnością gapiów, co nieco jednak udało się sfotografować, nawet z bliska (w tym słynną kolubrynę).
Fotografia analogowa nie kończyła się jednak wraz ze zwolnieniem migawki. Pamiętam piwnicę u wujka Romka, w której urządzona była ciemnia – magiczne miejsce, gdzie uchwycone przeze mnie kadry na nowo powracały za sprawą powiększalnika, papieru fotograficznego i odpowiednich odczynników chemicznych.
Wkrótce nadszedł też czas fotografii kolorowej, ale o tym już następnym razem…
[Smiena 8]