Dentonet
BLOGOSFERA
BLOGOSFERA
E-mail

Kiedy pomyślałem o fotografowaniu pacjentów?

0 Komentarze | Publikacja:
Poleć artykuł Drukuj artykuł Wielkość czcionki - +
Kiedy pomyślałem o fotografowaniu pacjentów?

Kiedy pomyślałem o fotografowaniu pacjentów?

Ponieważ rozpocząłem moją przygodę z blogosferą od historii jak to się zaczęło, pozwólcie, że jeszcze w kilku zdaniach odwołam się do przeszłości…

A trzeba Wam wiedzieć, że nie była ona wcale łaskawa dla fotografów, zarówno tych zawodowych, jak i amatorów. W okresie moich studiów było szaro, mroczno, przygnębiająco. Na ulicach trwał stan wojenny, a w akademiku nieustanna walka o przetrwanie. Kto wtedy myślał o fotografowaniu?! Zresztą i czym?! Fotografia tamtej epoki jak najbardziej konweniowała z tym, co było za oknem, a nierzadko i w sercu: trzydzieści parę lat temu na porządku dziennym była fotografia czarno-biała. Nie tylko dlatego, że monochromatyzm ma w sobie dużo szlachetności. Przyczyna była dużo bardziej prozaiczna – zdobycie kliszy do zdjęć kolorowych graniczyło z cudem, a jedynym dostępnym wtedy na rynku produktem tego typu było niemieckie ORWO (oczywiście z tych „naszych” Niemiec, zza Odry). Były to tzw. klisze negatywowe, przeznaczone do wykonywania odbitek na papierze, oraz filmy pozytywowe – do slajdów. Slajdy były znacznie tańsze, więc moja pierwsza córka, Magdusia, „załapała się” już na kilka zdjęć kolorowych, choć i tak pierwsze miesiące jej życia dokumentują w większości czarno-białe fotki. Moja druga córka, Ania, urodzona w roku przełomu, czyli 1989, miała już większość zdjęć barwnych. To naprawdę zadziwiające, ale w ciągu roku, dwóch zmieniło się tak wiele i tę zmianę (a może nawet skok cywilizacyjny) wyraźnie widać właśnie na rodzinnych fotografiach. Zdjęcia mojego syna, Jaśka, urodzonego w 1991 roku, to w większości odbitki KODAKA. Zrobiło się bardzo kolorowo i równie szybko – w licznych wówczas punktach KODAK Express można było wywołać film i odebrać odbitki w ciągu 1 godziny. Były to naprawdę ekscytujące i stresujące chwile. Oddawał człowiek w obce ręce zatrzymane w czasie ważne chwile swoich najbliższych i nie miał żadnej pewności, czy zdjęcia były dobrze zrobione albo czy w ogóle odbierze swoje odbitki. Dla mnie to była prawdziwa rewolucja, znak nowoczesności, wolności, wręcz symbol zachodniej cywilizacji. Usługi te nie były tanie, dlatego każdy spust migawki należało przemyśleć, ustawić, oszczędzało się każdą pojedynczą klatkę filmu.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałem o fotografowaniu moich pacjentów i ich zębów. Pamiętam ówczesne rozterki i wyrzuty sumienia, że zamiast fotografować dzieci, marnuje kasę na zdjęcia niekompletnych szczęk. Była to era fotografii analogowej, którą próbowałem przemycić do mojej pracy zawodowej. Niestety, na tych próbach się kończyło, bo za drogo, bo brak odpowiedniego sprzętu, a i z wiedzą oraz umiejętnościami też nie było wtedy idealnie.

Dlatego w moim fotografowaniu musiałem doczekać kolejnej rewolucji – rewolucji cyfrowej, ale o tym, pozwólcie, opowiem następnym razem.

DENTONET - TMK  2.2