Dentonet
BLOGOSFERA
BLOGOSFERA
E-mail

25 lat fundacji. Wspomnienia Anny Tarajkowskiej cz. 2

0 Komentarze | Publikacja:
Poleć artykuł Drukuj artykuł Wielkość czcionki - +
25 lat fundacji. Wspomnienia Anny Tarajkowskiej cz. 2

25 lat fundacji. Wspomnienia Anny Tarajkowskiej cz. 2

Fundacja Pomocy Humanitarnej Redemptoris Missio z Poznania obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia. Lekarze współpracujący z fundacją wspominają swoje początki. Dziś prezentujemy kolejną część wspomnień lek. dent. Anny Tarajkowskiej. Pierwszy fragment opublikowaliśmy tydzień temu.

Wracałam pięć razy. Oprócz ciężkiej stomatologicznej pracy, były codzienne rozmowy z Ojcem Marianem, którego postrzegałam jako „chodzącą dobroć”. Widziałam z  jaką tkliwością i  serdecznością odnosił się do tych biedaków, chorych i pokaleczonych nie tylko fizycznie, ale i  duchowo. W Indiach człowiek trędowaty jest odrzucony przez społeczeństwo, jest „niedotykalny”.

Ojciec Marian swoją dobrocią i  postępowaniem starał się przywrócić im człowieczeństwo. Nasze rozmowy dotykały czasami różnych problemów, często osobistych. I Ojciec rozumiał wątpliwości, nie pouczał, nie dawał dobrych rad, tylko zawsze powtarzał, że trzeba być po prostu dobrym człowiekiem, w każdej sytuacji i dla każdego. Patrząc na Jego życie i obserwując Jego podejście do ludzi, dobrze byłoby przyjąć jako credo życiowe jego powiedzenie, że najważniejsze jest być dobrym. W latach późniejszych, będąc blisko Fundacji, były możliwości pracy na misjach w Afryce, ale mnie zawsze „ciągnęło” do Indii. I wracałam tam, Misja Ojca Mariana w Puri stała mi się bardzo bliska. Mieszkańcy nie tylko wioski, ale i pobliskiego miasta znali mnie i jak drugiego dnia po przyjeździe rozchodziła się wieść, że przyjecha- ła dentystka, to przed gabinetem, coraz lepiej wyposażonym, ustawiały się kolejki. Przyglądałam się życiu ludzi w wiosce i przychodziła refleksja, że nawet będąc tak bardzo biednymi i chorymi, potrafili się uśmiechać i być bardzo przyjacielskimi dla siebie i dla nas obcych. I dzieci, radosne i wesołe jak na całym świecie, bawiły się piłką, skaka- ły, tańczyły i goniły się nie pamiętając o biedzie i ciężkim życiu. Nie były głodne, bo oto dbał Ojciec Marian i Jego dobroczyńcy z całego niemal świata. Indie, Puri i wioska trędowatych z Ojcem Marianem, zawsze będzie mi się kojarzyć ze spokojem, dobrocią i życzliwością dla ludzi mimo widocznego ubóstwa, kalectwa i chorób. Bardzo bym chciała tam jeszcze wrócić,pochylić się nad grobem Ojca Mariana, przypomnieć sobie Jego słowa i podziękować za tyle niepowtarzalnych przeżyć.

Całość tekstu dostępna jest też w kwartalniku Medicus Mundi Polonia, przeznaczonym dla osób zainteresowanych problemami medycznymi wchodzącymi w zakres tzw. medycyny tropikalnej i „international health”, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb misyjnych ośrodków medycznych.