Dentonet
LEKARZ
E-mail
WYBIERZ KATEGORIĘ
Aktualności
Prawo i finanse
Praca w gabinecie
Student
Edukacja i technologie
Medycyna

Echa XI Kursu Warszawskiego, cz. 1

Publikacja:
Echa XI Kursu Warszawskiego, cz. 1

Echa XI Kursu Warszawskiego, cz. 1

Tak zwane „zatruwanie zębów” (nazewnictwo stomatologiczne: dewitalizacja chorobowo zmienionej tkanki) jest procesem odsuniętym od leczenia endodontycznego. W zakładzie endodoncji na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, który mam przyjemność prowadzić, studenci nawet nie znają tej czynności, ani jej nie wykonują – mówi w wywiadzie z Piotrem Łukaszewiczem dla portalu Dentowizja prof. dr hab. n med. Halina Pawlicka (kierownik Zakładu Endodoncji UMED w Łodzi). 

Zamiast tego pacjent, który zgłasza się do zakładu endodoncji z chorobami miazgi, jest znieczulany i miazga jest w tym stanie usuwana.
– Natomiast trafiają do nas przypadki – niestety – po dewitalizacji zębów. Czym to skutkuje? Ilość środka do zatruwania miazgi (potocznie nazywając), powoduje uszkodzenie tkanek okołowierzchołkowych, które w tym stadium chorobowym jeszcze są nietknięte i powinny takie pozostać. Jeszcze większym problemem przy stosowaniu środków do dewitalizacji jest niewłaściwe ich założenie, np. w ubytkach klasy drugiej, gdzie jest kontakt z tkankami trzyzębnymi – wtedy niestety zdarzają się tragiczne przypadki niszczenia nie tylko tkanek miękkich, ale dochodzi również do martwicy i tworzenia martwaków w okolicy zatruwanego zęba.
Kiedyś przyszła do mnie na leczenie młoda dziewczyna z pozornie ładnym zębem szóstym, w którym stomatolog zakładał kilka razy środek do dewitalizacji (gdyż pacjentka odczuwała ból). Okazało się, że nie bolała ją miazga, ale tkanka otaczająca ząb. Doszło do martwicy kości, do zniszczenia. Ząb musiał być z tego powodu usunięty.
Unikamy dewitalizacji, bo mogą po niej wystąpić nie tylko podrażnienia tkanek okołowierzchołkowych, ale też uszkodzenie tkanek okalających ząb. To niestety niejednokrotnie powoduje konieczność jego usunięcia – twierdzi prof. dr hab. n med. Halina Pawlicka.

Dlaczego lekarze dentyści w dalszym ciągu praktykują to działanie?
To często kwestia przyzwyczajenia, głęboko zakorzenione nawyki, mimo że kolejne pokolenia już tego nie praktykują. Czasem mogą się zdarzyć sytuacje kliniczne, które są wskazaniem do stosowania dewitalizacji, ale jest to znikoma liczba przypadków. Nowe pokolenia już wiedzą, że nie należy stosować dewitalizacji.
– Dlatego dziwię się, że pojawiają się jeszcze takie przypadki – to coś, z czym 
prof. dr hab. n med. Halina Pawlicka nie może się zgodzić.
Tym bardziej, że współczesna endodoncja zna mnóstwo alternatywnych rozwiązań do dewitalizacji.
Poza tym, po wykonaniu tego zabiegu, pacjent ciągle cierpi, zanim dojdzie do tak zwanego „zatrucia zęba”. Natomiast przy prawidłowym postępowaniu dentysty – nawet jeśli ma nieplanowanego pacjenta i nie ma dla niego czasu – wystarczy, że go znieczuli, otworzy szeroko dostęp do miazgi, założy środek antybiotykowo-kortykosteroidowy (np. polski Dekadent lub francuską Pulpomeksynę), założy opatrunek i – pacjent może wyjść. W tym czasie działa znieczulenie, pacjenta nie odczuwa bólu. Podczas kolejnej wizyty, w celu pełnego opracowania – usuwa się chorobowo zmienioną miazgę. Znieczulenie powoduje, że zabieg przebiega bezboleśnie i pomyślnie dla pacjenta. Do tej pory niestety u pacjentów zakodowało się myślenie: „Mam zatruty ząb, to cierpię”. To kolejny argument przemawiający za niesłusznością stosowania tej metody.

KeL/BZ

Zachęcamy także do przeczytania tekstu:
"Echa XI Kursu Warszawskiego, cz. 2" – prof. Ginaluca Gambarini mówi o trójwymiarowej endodoncji. 

 


 


POWIĄZANE ARTYKUŁY

kurs certyfikacyjny Invisalign
Weź udział we wrześniowej edycji kursu Invisalign Orto! Lekarz

Specjalistyczna wiedza przekazywana w ciągu dwóch dni, rozszerzenie kompetencji klinicznych i zindywidualizowany program rozwoju – to główne korzyści, na jakie mogą liczyć uczestnicy kursu certyfikacyjnego Invisalign Orto. Najbliższa edycja szkolenia...